(nie istnieje 1D)
Ostatnia klasa liceum, uczniowie siedzą w ławkach, oczywiście nie Louis Tomlinson. Louis, który prawie nie zdał, ten, którego boją się uczniowie.
-Numerek 19 do odpowiedzi, Louis, proszę. - wypowiedziała nauczycielka z okularami na nosie.
-Mhm. - przewrócił oczami i zdjął nogi z ławki, powolnie podchodząc do biurka. Każdy w klasie zwracał uwagę tylko na niego, jedynie Marcel James siedział nosem w kartkach, zapisując wszelkie notatki, największy kujon w szkole.
-Więc oblicz ten przykład, Tomlinson. - mruknęła i pokazała na zadanie w książce, chłopak leniwie podszedł do tablicy i zapisał na tablicy przykład. - Teraz oblicz. - uśmiechnęła się.
-Nie umiem. - mruknął obojętnie, czuł na sobie kilkanaście spojrzeń z klasy, szczególnie wiecznie rozgadanych blondynek, niesamowicie w nim zakochanych.
-Jak to nie umiesz? - skrzyżowała ręce na piersiach, zsuwając niżej okulary. - Tomlinson uczysz się tego kolejny rok, przecież to podstawa. - mruknęła oburzona.
-Ale nie umiem. - przewrócił oczami i wsunął ręce do kieszeni, uciekł wzrokiem na zegarek.
-Więc siadaj, kolejna jedynka Louis, jeżeli jej nie poprawisz, obawiam się, że nie zdasz. - podsunęła okulary wyżej, otwierając dziennik, wzięła do ręki długopis i spojrzała na niego.
-Dobrze. - westchnął, siadając obojętnie, ale pewnie w ławce.
-Właśnie niedobrze, wezwę po raz kolejny rodziców! - podwyższyła głos. - Och, przecież mamy w naszej klasie najlepszego ucznia w szkole! - uśmiechnęła się. - Marcel. - zwróciła się do chłopaka przed nią.
-Tak? - spojrzał na nauczycielkę, odpowiadając cichym głosem.
-Mógłbyś udzielić koledze korepetycji z matematyki? - spojrzała na Tomlinsona.
-Oczywiście. - skinął głową, bawiąc się ołówkiem między palcami.
-Co proszę? - skrzywił się Louis, patrząc na chłopaka. - On ma mnie czegoś uczyć? - zaśmiał się.
-Louis, bądź milszy. - mruknęła nauczycielka. - Och. - usłyszała dzwonek - Jesteście wolni, pamiętajcie o poniedziałkowym sprawdzianie, do widzenia. - wyszła z klasy, a za nią uczniowie, został Marcel, który zdenerwowany się pakował oraz Louis, który wrzucił obojętnie książki do szafki.
-Więc Marc. - spojrzał na niego i podszedł pewnie.
-M-Marcel. - zająkał się, spuszczając wzrok - Tylko proszę nie bij mnie. - mruknął cichutko, wkładając piórnik do plecaka.
-Nie mam zamiaru Cię bić ani Ci grozić, Marcel. - mruknął - Więc... Och, sam nie wierzę, że to mówię. - przetarł twarz dłonią - Mógłbyś dzisiaj udzielić mi tych pieprzonych korepetycji z matematyki? - patrzył na niego - Nie bój się, patrz na mnie przecież nic Ci się nie stanie. - wywrócił oczami. "Boże co za ciota" pomyślał w środku.
-Tak, tak, mógłbym o sie-siedemnastej? - wstał po drugiej stronie ławki, zakładając plecak na siebie.
-Tak. - wzruszył ramionami. - Tutaj masz mój numer. - sięgnął po długopis z biurka i pierwszą, lepszą kartkę, zapisał i wręczył mu.
-Dziękuję. - uśmiechnął się, dotykając jego dłoni, zabrał ją błyskawicznie i schował numer do kieszeni spodni.
-Mhm. - pokiwał głową. - To do za dwie godziny, Marcel. - mruknął i wyszedł z klasy.
-O mój Boże, Louis Tomlinson dał mi swój numer. - wyszeptał do siebie, uśmiechając się.
Louis wyszedł ze szkoły, skierował się do swojego domu, wsuwając ręce do kieszeni jeansowej katany.
-Hej! Louis! - krzyknął jakiś damski głos.
-Co kurwa. - mruknął do siebie, odwracając się. - Co chcesz? - spojrzał na blondynkę przed sobą.
-Chciałbyś się dzisiaj ze mną umówić? - zatrzepotała rzęsami, słodko się uśmiechając.
-Nie mam dzisiaj czasu. - mruknął i ruszył przed siebie.
-A jutro? - krzyknęła za nim.
-Też nie, jestem już zajęty. - skłamał, odchodząc.
To była dziewczyna z jego klasy, niesamowicie się w nim kochała, lecz Louis miał już inną na oku, ku jej nieszczęściu.
Marcel wyszedł ostatni ze szkoły, bał się łobuzów, którzy wiecznie chcą go atakować, bić, wyzywać, nigdy nie miał w nikim wsparcia, nie miał w szkole przyjaciół.
Louis doszedł do domu około szesnastej, zamknął drzwi na klucz i rozłożył się w salonie, zasnął przed TV.
Marcel poszedł powoli do domu, zjadł obiad i wziął prysznic.
-W końcu mogę być sobą. - mruknął i ułożył swoje włosy w loki, założył luźną, białą koszulkę i czarne rurki, wyszedł z domu i wziął telefon w dłoń, wystukał numer do Louisa.
-Kurwa. - mruknął, czując wibracje, odebrał telefon. - Słucham? - odchrząknął przez telefon.
-Tutaj Marcel, idę do Ciebie, mógłbyś wyjść przed dom? - przegryzł wargę.
-Tak, już wychodzę. - westchnął, ruszając w stronę drzwi.
-To do zaraz. - uśmiechnął się do telefonu i rozłączył się.
-Mhm. - schował telefon do kieszeni, wychodząc przed dom, czekał na schodach, bawiąc się palcami, zauważył z daleka lokatego chłopca, idącego w jego stronę, zmrużył oczy. - Kto to do cholery. - uniósł brew ku górze i oblizał usta i patrzył się na postać, uciekł wzrokiem na swoje palce, bawiąc się nimi.
-Cz-cześć Louis. - przegryzł wargę, patrząc na niego.
-uniósł głowę do góry - Przepraszam, ale kim jesteś? - spojrzał na niego. "Cholera, to ta postać" pomyślał.
-Marcel. - skinął głową, uśmiechając się.
-Jaki Marcel? - skrzywił się i ustał naprzeciwko niego.
-Miałem Ci pomóc w matematyce, więc chodź. - uśmiechnął się.
-Ale miał tutaj przyjść Marcel z mojej klasy, a nie Ty, wybacz, ale coś Ci się pomyliło. - spojrzał na niego.
-Och, Louis przestań, to j-ja, Mar-Marcel. - mruknął - Widzisz? Ja tylko udaję. - wzruszył ramionami.
-Serio? - przypatrywał się mu.
-Tak, chodź, pomogę Ci coś z tą matematyką. - westchnął.
-Dobrze, chodź. - ruszył zdziwiony w stronę drzwi, wszedł za chłopakiem. - Co Ci się stało? Dlaczego udajesz?
-Nie wiem. - usiadł na krześle i wzruszył ramionami. - Tak jest mi lepiej, przynajmniej nikt nie chce ze mną być. - mruknął.
-O co w tym wszystkim chodzi? - spojrzał na niego.
CZĘŚĆ DALSZA NASTĄPI WKRÓTCE :)
Całuje Was - Zannie <3